maja 28, 2018
Z OBŁĘDU ODSIAĆ SŁOWO, WERS, DROGĘ ✍
Sama już nie wiem, dlaczego w ogóle podejmuję się zadania, jakim jest napisanie recenzji którejś z książek Charlesa Bukowskiego. Odnoszę wrażenie, że ciągle się powtarzam i w każdej mojej opinii możecie przeczytać to samo: same zachwyty i praktycznie zero krytyki. Chociaż tym razem nie było aż tak kolorowo, to i tak geniusz tego człowieka wprost wypływa spomiędzy kartek Z obłędu odsiać słowo, wers, drogę. Ponownie przyszło mi wziąć do ręki zbiór wierszy, czyli Bukowskiego w najlepszej możliwej formie. Tym razem nie ma tutaj żadnego motywu przewodniego: dostajemy wcześniej niepublikowane - podobno - wypociny Charlesa. Podobno, gdyż kilka z owych wierszy już znałam i odnoszę wrażenie, że miałam z nimi styczność w innych zbiorach.
Wiadomo, że to krótka forma rozsławiła nazwisko Charlesa Bukowskiego. Nie dziwi mnie to, gdyż też zdecydowanie wolę te zbiory poezji od tych opowiadań czy fabularnych. Jedynie Szmira wciąż bije na głowę wszystko inne, co autor stworzył. Po najnowszym wznowieniu oczekiwałam bardzo dużo. Już na początku zachwyciła mnie objętość i okładka, więc z radością zabrałam się za lekturę. Od początku poczułam się tak, jakbym wróciła do domu i naprawdę ucieszyłam się z tego. Mamy tutaj do czynienia ze swoistym miszmaszem, więc z pijackich omamów szybko przechodzimy do rozmyślań na temat śmierci, życia, konsumpcjonizmu czy po prostu wierszy o gonitwach koni i zakładach.
Niektóre teksty są naprawdę wyśmienite. Mają w sobie to, za co kocham twórczość Charlesa Bukowskiego: głębię, mimo tego, że na pierwszy rzut oka większość wierszy wygląda jak majaki szaleńca pozbawionego wszelkiej łagodności oraz ogłady. Autor nie przebiera w słowach, przeklina, bezpośrednio wyraża swoje myśli i nie przejmuje się krytyką innych. Jest sobą tak bardzo, jak tylko można. Obcy jest mu strach przed oceną społeczeństwa, czy też niepotrzebna nikomu skromność czy wywyższanie się. W Z obłędu odsiać słowo, wers, drogę jest mnóstwo szczerości, za którą cenię tego człowieka.